Moja przygoda i
fascynacja tykwami zaczęła się w 2007 roku, kiedy to na bazarze spotkałam Pana
który sprzedawał zasuszone i pomalowane tykwy na wzór łabędzi. Wyglądały one
pięknie, zafascynowana kupiłam wtedy nasiona i wyhodowałam własne tykwy, nie
mając doświadczenia udało mi się zasuszyć tylko dwie tykwy z czego do teraz
zachowała się tylko jedna :)
Moje archiwalne
fotki z 2007 roku
Po kilku letniej
przerwie postanowiłam znów wyhodować własne tykwy, inspiracją było również to,
że natknęłam się w 2014 roku na bloga Moniki o pseudonimie
Seszen, pomyślałam czemu nie spróbować jeszcze raz. Monika tworzy tak
piękne ozdoby z tykw,że i może mi się kiedyś uda spełnić jedno z marzeń i
zrobić coś z nich dla siebie. Choć przyznam, że do tej jednej jedynej
zasuszonej zabieram się i jakoś czas mi jeszcze nie pozwolił
jej ozdobić, ale myślę,że wszystko przede mną.
W tym roku
wyrosło mi 8 sadzonek tj. w dwóch odmianach Birdhouse oraz Kobra,
kupiłam tez odmianę Snake ale niestety nie wysiałam, trochę
żałuje, ale może w przyszłym roku się uda.
Po wsadzeniu do
gruntu dwie na drugi dzień zostały zjedzone przez ślimaki :( następne
dwie posadziłam przy drzewku rosną świetnie, kolejne przy dwóch tykach rosną
podobnie, a ostatnie dwie przy ogrodzeniu gdzie miejsce wcale im nie służy i
wyglądają jakby były wsadzone 2 tygodnie temu.
A tu już aktualne
zdjęcia z 14 sierpnia 2015 roku.
Odmiana Birdhouse
ta jest o wymiarach 18 cm
ta jako pierwsza
wyrosła ma 24 cm
A tu Kobra i Birdhouse
posadzone obok siebie przy dwóch tykach.
mała Kobra
ma 12 cm
a ta ma 21 cm
22 cm i odpoczywa
już na ziemi
Te upały
wykańczają, co dziennie biegam z konewkami wody i mam cichą nadzieje, że jakieś
dojrzeją w pełni.
Pozdrawiam
Wszystkich ciepło, upalnie i skwarnie :)